Monday, June 25, 2007

Statyczność

Statyczność ludzka – jak mnie to dziwi.

Jerzy Kosiński, „Stopnie” (bardzo niezłe). Taka historia: dziewczyna zostaje zgwałcona na oczach swojego chłopaka. Idzie do lekarza, który orzeka, że „nie ma żadnych zmian”, dziewczyna próbuje powrócić do poprzednich relacji, jednak chłopak kocha się z nią inaczej, bardziej gwałtownie, nie potrafi patrzeć na nią w ten sam sposób. Na pytanie „dlaczego?” odpowiada: nasz związek się zmienił. Chęć dziewczyny powrotu do sytuacji z przeszłości i werdykt chłopca będący jedynie komentarzem do teraźniejszości (do niczego nie aspiruje, wyraża obecny stan rzeczy) – wokół tego oscyluje problem statyczności, który mnie dotyka.

To oczywiste – po gwałcie coś się zmieniło, powrót do stanu sprzed gwałtu byłby iluzją. Dziewczyna chce tej iluzji, natomiast chłopak, osadzony w teraźniejszości, chce tylko teraźniejszości (i możliwości z niej wynikających). Przyzwyczajenie dziewczyny do rzeczywistości, którą zna - ogranicza ją (nie chce zmian, statyczność lubi).

Fragment tej książki wydaje mi się odpowiedni, by poruszyć problem statyczności. Statyczność - jak ludzie jej pragną! Stabilizacja, ustatkowanie się, znalezienie swojego kąta na ziemi, bezpieczeństwo. Dużo takich określeń. Ja natomiast nie mogę: nieokreślenie, labilność, chaos i zmienność – to mój żywioł. Nie chcę sytuacji, gdy dzisiaj o sobie za lat x powiedzieć mógłbym cokolwiek pewnego. Nowości chcę, nowości i zmiany. Zmiana i chwilowość, to stymuluje intensywność doznawania.

Czy z czasem uczucia rosną, kumulują się? Czy też powszednieją, rozrzedzają się? Kiedyś uwielbiałem kurczaka z rożna i naleśniki – ale przejadły mi się. Obecnie uwielbiam ryby i wędzonkę. Lecz przejedzą mi się. Ale póki mi smakują – chcę ich jeść jak najwięcej, mam na nie ochotę, więc jem je, jem teraz. A świadomość że pojutrze mogą mi już nie smakować – tylko potęguje mój apetyt, bo może dzisiejsza ryba to ostatnia ryba?

Czerpię przyjemność z uświadomienia sobie chwilowości swojego życia i wszystkich elementów, które się na nie składają, gdyż wpływa to na intensywność z jakim je odczuwam (jedynie zdanie, które zapamiętałem z "Troi": Bogowie zazdroszczą śmiertelnikom śmiertelności).

Stabilizacja, poczucie bezpieczeństwa, rodzina – te pojęcia mnie przerastają. Rodzina mnie przerasta, ona predestynuje do roli (ojca, męża), od której trudno jest uciec i zamienić w coś innego. A mam tak od niedawna. Jeszcze niedawno, przyznaję, dążyłem do ustatkowania, do stabilizacji, do stałego związku, w którym mógłbym znaleźć oparcie – i znalazłem. Szukałem i miałem przed oczami piękne pojęcia, to był cel warty świeczki, napędzał mnie naprawdę mocno. I znalazłem i po miesiącu z tego zrezygnowałem.

Poczułem się nagle uleżany, w swoim bezpieczeństwie rozmemłany, bez żadnych impulsów do działania. Dominik Kopeć, złoty człowiek, który pogodził się ze sobą absolutnie, osiągnął wszystko, co mógłby potrzebować - i trwa. Bogowie, jaki szczęśliwy, ten banan na ryju i Budda w głowie, lecz dla mnie określając się tak jasno i definitywnie, Dominik stracił na tajemnicy i nieprzewidywalności. W mojej perspektywie to strata (ale Dominikowi jest chyba dobrze, niech więc trwa i mnie nie słucha – dla swojego dobra, niech mnie tylko w tym nawiasie posłucha).

Żebym nie był błędnie rozumiany. Ja z tym nie walczę, nikogo nie chcę zmieniać, całkiem przecież możliwe, że te chęci statyczności są prawdziwe. Ale nie we wszystkich przypadkach (chyba, tak uważam). W moim - nie (póki co/znów). Wydaje mi się, że czasem jednak niektórzy ulegają tym (jak dla nich) mitom i ograniczają się. Czasem. Może. Sam nie wiem. Rozmawiam z ludźmi i prawie wszystkim jakoś tak ta statyczność się uśmiecha. Bynajmniej nie uważam, by siebie okłamywali. Ale…

Zresztą, nie przekreślam perspektywy, że może jutro znów mi statyczność zasmakuje (tak samo jak nie odrzucam możliwości że pojutrze nagle z niej zrezygnuję, ze stratą dla kogoś, najpewniej). Chcę jednak uświadomić wam potęgę, jaką otwiera przede mną ulotność i chwilowość. Ale… Co – nie pociąga mocno?

10 comments:

Anonymous said...

ciekawe jakie jest Twoje życie. nie powiem, że bardzo pociąga mnie taki sposób życia o ile udaje Ci się go zrealizować.
Najlepszy moment z jedzeniem. Idealnie.

Mikołaj Tajchman said...

Pisze z kafejki, wybacz wiec brak polskich liter.

Piszesz o trzech roznych rzeczach i nadajesz im te sama etykietke. Popelniasz blad zasadniczy - nie definiujesz co rozumiesz przez statycznosc, i stad wydaje Ci sie, ze mozesz do worka swojej spekulacji wrzucic wszystko co potocznie moze sie kryc pod ta nazwa, i nastepnie z takiej intelektualnie chaotycznej mieszaniny usilujesz wyciagac wnioski.

Gwalt, ryby, i buddyzm. W pierwszym przypadku nie czlowiek sie zmienia (abstrachujac od traumy dziewczyny), a stosunek dwojga ludzi. To nie jest kwestia tego, kto jest statyczny, a kto chce tylko terazniejszosci. Dziewczyna chce jedynie naprawic wyrzadzona szkode, zas chlopak, choc moze by i chcial, by bylo tak jak dawniej, nie potrafi zmazac konsekwencji szoku, jaki przezyl. Chec przezwyciezenia nowej, toksycznej Formy i psychologiczna niemoznosc - oto wlasciwa problematyka przytyczonej historii. Z zagadnieniem statycznosci i zmiennosci nie ma ona wiele wspolnego, stad przechodzisz do swojego problemu z nieodpowiedniej podstawy.

Ryby i buddyzm - alez to absurdalne zestawiac se soba gust kulinarny, niepodlegly woli, oraz swiatopoglad i ideologie, bedace wynikiem swiadomego moralnego rozwoju... no i niestety, ktos do mnie zaGGadal, i teraz zostaly mi 2 minuty do uplywu czasu, stad komentarz ten dokoncze w blizej nieokreslonej przyszlosci.

Anonymous said...

Heh, przezyłam oba stany:chwilowości i stabilności i oba mi się podobają, ale jeden jest dobry w jednym aspekcie życia a drugi w drugim. Czy na czymś stracił moj charakter w ostatnim czasie kiedy na najważniejszej dla mnie płaszczyźnie życia uzyskałam stabilność? Nie, ależ skąd, chyba wręcz przeciwnie : dojrzałam, moje życie nabrało wartości i pełni (hehe patos;) Pamiętaj że stabilność nie oznacza rutyny!:) Nie odbiera zyciu ani trochę tajemniczości ani smaku. Przy stabilności mozna być też spontanicznym, i wydaje mi się to kwestią po prostu... dojrzenia do tego?:)

Anonymous said...

„Zmiana i chwilowość, to stymuluje intensywność doznawania.”

Kreujesz się (?) na balonik, kogoś, kto całkowicie daje ponieść się chwili, nie próbuje kontrolować swojego życia, stoi obok. Stabilizację uważasz za świadome ograniczanie spektrum doświadczeń; żyć można w pełni tylko całkowicie poddając się nurtowi. Pomijam tutaj fakt, że takie życie jest niemożliwe. Pewna kontrola jest potrzebna chociażby po to, aby spełniać swoje podstawowe potrzeby fizjologiczne. Chodzi mi bardziej o to, że żyjąc w ten sposób przeżywa się wszystko o wiele płyciej. Może i spektrum barw życia jest większe, ale barwy te są wyblakłe, mniej wyraziste. Jak można przeżyć w pełni np. miłość, gdy przelatujemy obok niej tylko przez chwilę ją widząc, bo zaraz potem porywa nas wiatr? Dalej stosując tę metaforę: będąc balonikiem oglądasz wszystko tylko z wierzchu, nie widać szczegółów, brak pełnego obrazu. Dopiero gdy taki balonik zatrzyma się na chwilę może przyjrzeć się dokładniej i przeżyć w pełni. Nie twierdzę, że balonik ów powinien zostać w jednym miejscu na całe życie (to byłoby nienaturalne), obawiam się jednak, iż, Drogi kuzynie, popadasz w pewną niezdrową skrajność. Jednak to tylko moje małomiasteczkowe w pełni zsubiektywizowane zdanie.

JSSN said...

B. cały komentarz ok, ale końcówka już moralizatorska, stosujesz zagrywkę, której nie lubię i od której staram się uciekać, czyli sugerujesz czyjąś niedojrzałość względem kogoś, w sensie że ktoś jest na jakiejś ogólnożyciowej drodze do tyłu i że jeszcze musi przejść kilka zakrętów, zanim coś zrozumie (jakim prawem?). Ten uśmieszek też mówi o pobłażliwości, po co wprowadzać tutaj taką atmosferę? Dystans.

C. i B. zdejmijcie mnie z ambony, proszę. Bronicie się atakując mnie, natomiast przeczytajcie proszę jeszcze raz moją notkę, ja nikomu nic nie narzucam (wam też nie), nie ogłaszam prawd objawionych, sam mam wątpliwości co do swoich poglądów i na pewno nie uważam, że mają one zastosowanie totalne. To co tutaj robię, na tym blogu, to jedynie propagowanie (albo jakieś inne słowo) swojej osoby, neutralne, nie czuję się Jezusem, nie chce by wszyscy byli jak ja i mnie naśladowali, wystarczy mi, że próbuję się wyrazić i że ktoś to być może zrozumie. (I niczyjej perspektywy nie odrzucam.)

C. skrajność zazwyczaj bywa niezdrowa. Poza tym jeszcze raz: obecnie czuję się najlepiej właśnie tak, jednak ma to zastosowanie tylko do mojej osoby, nie narzucam Ci niczego, tylko podsuwam siebie do posmakowania, jeśli Ci to nie smakuje to wcale nie znaczy że jedzenie jest popsute, ani też że masz kiepski smak. Ot, różnica. Myślisz że istnieją drogi dobre dla wszystkich? Obecnie zaspokajam swoje potrzeby na wystarczającym poziomie, jeśli Ty zaspokajasz swoje, to chyba wszystko jest w porządku.

M. poczekam na całość.

JSSN said...
This comment has been removed by the author.
Anonymous said...

Balonik, a to zabawne. Choc nie ma zadnej wartosci, jest w stanie wyniesc sie ponad przyziemny swiat. Beztrosko lapie wiatr i szybuje w przestrzeni, potrafi tyle wiecej od zwyklego czlowieka.

Szukaj, szukaj. Chyba Cię rozumiem. Nigdy tak naprawdę nie czułam się do niczego przywiązana (a czy do nikogo? tu jeszcze mam nadzieję)
Świat wcale nie jest taki wielki jak czasem się wydaje. Jeśli znajdziesz w nim piękno, ideały, to mogę Ci jedynie życzyć byś poznał je dogłębnie i trzymał ich wspomnienia zaszufladkowane w walizce doświadczeń.
Człowiek podobno jest całe życie samotny. Czechow napisał w jednej ze swoich sztuk, że ludzie w końcu parują się dla oszukania samotności.
Wierzysz Jędrek w miłość? Bo jeśli to ją znalazłeś i porzuciłeś po miesiącu to jesteś głupcem.


Inteligentne podsumowanie, jako kompromis miedzy checia wyslowienia sie, a walka z czasem. Statycznosc ssie

Anonymous said...

Zdjąć z ambony? Mógłbym powiedzieć dokładnie to samo. Nie było moim celem nawracanie Cię, czy występowanie w roli mentora; wyraziłem tylko swoje, jak już podkreśliłem, w pełni zsubiektywizowane zdanie. Skrajnie relatywne (w tym miejscu i Ty mógłbyś mi zarzucić popadanie w skrajność) spojrzenie na świat nie pozwala mi na zuchwałość twierdzenia, iż mam rację. Moim celem natomiast było ukazanie Ci mojego poglądu na sprawę, którą poruszasz w nadziei, że Cię zainteresuje. Odnośnie "smakowania Ciebie", to "smak" Twój jest całkiem ciekawy, może chwilami zbyt intensywny.

Anonymous said...

ten ten. W "Krokach" też był fragment o zgwałconej dziewczynie na oczach chłopaka. Widocznie się pan Kosiński lubi powtarzać ;)

JSSN said...

Dzisiaj rozszyfrowałem (o czym już wiesz), że "Kroki" i "Stopnie" to ta sama książka, tylko w różnym tłumaczeniu (ang. Steps). Gwoli wyjaśnienia.