Wednesday, February 27, 2008

DZIEWCZYNKA Z KIEŁBASĄ

Występują: Ewa Bochańska, Mikołaj Tajchman, Tomasz Sawicki, Dominik Kopeć, Oskar Amiri

Styczeń 2007.



Moją ulubioną interpretację „Dziewczynki…” usłyszałem od Maxa Wyrzykiewicza (nieco ją wzbogaciłem). Jego zdaniem główną osią filmu, jest chęć odzyskania utraconej męskości (symbolizowanej przez kiełbasę) wobec niemożności powrotu do stanu minionego. Już wyjaśniam. Otóż. Bohater zostaje pozbawiony męskości, ulega dziewczynce i przez zaskoczenie pozwala, by ta go zdekiełbasiła. Wyrusza więc w podróż-pościg za utraconym fallusem-kiełbasą, a świat w który zagłębia się pozbawiony fiuta protagonista jawi się w dziwnych, surrealistycznych kategoriach: dziewczynka wbiega po schodach, by po chwili pojawić się w drugim końcu pomieszczenia lub też nagle w pustej przestrzeni z niczego wyłania się rower, etc. Są to wszystko oznaki zatracenia logiki świata w obliczu impotencji protagonisty. W obliczu impotencji protagonisty puzzle jego świata rozsypują się i składają na nowo, jednak w obrazek, który nie posiada sensu. W swej wędrówce protagonista trafia do pomieszczenia, w którym znajdują się dziesiątki innych kiełbas – być może to trofea po tych, którzy ulegli dziewczynce. To bardzo istotna scena. Po wejściu drzwi zatrzaskują się za Protagonistą. Ten spogląda na kiełbasy. Musi podjąć decyzję, a drzwi są zamknięte i nie ma odwrotu. Mógłby wziąć jedną z tych kiełbas i wrócić do rzeczywistości, dług wobec dziewczynki byłby wyrównany, gdyż 1=1. Podejmuje jednak inną decyzję, postanawia walczyć o własną męskość, co wskazuje na ścisłą więź mężczyzny ze swoim przyrodzeniem. Kwestią honoru jest własny fallus, mężczyzna jest związany z nim, a cudze kiełbasy, choćby nawet większe i lepiej doprawione, pozbawione są owego najistotniejszego czynnika – stosunku emocjonalnego. Zagłębiając się coraz dalej w świat impotencji, bohatera nawiedzają wizje tego, kim może się stać, jeśli nie odzyska kiełbasy-symbolu pierwiastka męskiego. W pierwszym pomieszczeniu natrafia na chorego psychicznego, zamkniętego w hermetycznej i pustej przestrzeni czubka, który jedynie kiwa się w przód i w tył oraz spogląda na wyłączony telewizor. Jego życie jest puste, a polega na niczym. Drugi pokój to znak ostrzegawczy uwaga geje. Są to geje ponieważ piją razem wino i uśmiechają się demonicznie. Impotencja bohatera może spowodować izolację od kobiet, a to z kolei popchnęłoby go w ramiona męskie, w męskie. Z tych wizji wytrąca go kolejne pojawienie się dziewczynki, wciąż bawiącej się swą zwierzyną. Straszy go, znika i znów się pojawia, by wreszcie w pełni objawić się w symbolicznej scenie kanapy, okna i zdezelowanej przestrzeni. Bohater, wojownik światła, stoi pod oknem, a jego biała jak sperma marynarka zlewa się z wpadającymi do środka promieniami słońca. Dziewczynka, lolitka mrocznej kobiecości, siedzi na kanapie, gdzie nie dociera światło słoneczne. Protagonista oddala moment konfrontacji, w końcu jednak gdy dziewczynka przystępuje do ataku i nadgryza (!) jego (!!) kiełbasę (!!!) podchodzi do niej i próbuje coś powiedzieć, być może chce ukazać swą męską, fizyczną siłę i zbesztać ją, a być może schulzowsko ukorzyć się u jej stóp i ze łzami w oczach błagać o zwrot utraconej własności… Jednak żadne słowa nie padają. Za to jest – ciemność. I inne kiełbasy. A potem protagonista budzi się, jak ze snu. Znajduje się w przestrzeni, która niedawno była jeszcze świadkiem jego horroru. Jednak brakuje pewnych elementów. Wszystko z czego składały się groza i koszmar zniknęło. Po dziewczynce, gejach, czubku i kiełbasach ani śladu. Owa pustka jest jeszcze bardziej przerażająca, gdyż zło nie przybiera w niej żadnego konkretnego kształtu, a pozostaje w sferze potencjalności, może wyskoczyć zza rogu w jakiejkolwiek postaci. Protagonista pokonuje ciąg drzwi i, zdezorientowany, wraca do domu. Na talerzu leży kiełbasa, ta sama, w podróż za którą wyruszył. Nie jest już jednak taka sama. Ktoś ją nadgryzł. Mężczyzna odzyskał swą męskość, jednak odmienioną, ze stałym, niemożliwym do naprawy piętnem. A żyć z nim będzie musiał do końca czasu swego.

CINCU SZOŁ

Ej, lubię tego bloga. Co bym nie napisał, już sama aktywność mnie cieszy (może to ta czcionka). Fajnie mi tu.

Cincu szoł popełniliśmy z Savem, Dominikiem i znajomymi prawie dwa lata temu. Dawność. Bardzo się uśmiechnąłem, gdy to dzisiaj odgrzebałem. Może już uczuć nie nazwę, bo 2:00 am ciśnie mi się na mózg srogo, ale niech będzie że - uśmiechnąłem się bardzo. To jest takie przyjemnie głupie, pierwszoklasowe.

Styl mi się zaciera. Jebana matura.

Tuesday, February 26, 2008

ONANIŚCI

Halo, halo, ktoś tu jeszcze zagląda?

Bo ja mam taką fantazję, żeby conieco wrzucić. Mówiłem, że przez wakacje film nakręcę, ale lalala, z różnych powodów nie tego do końca. Co dałem radę to poniżej.



I co nakręcę tu wrzucę tutaj. Żeby się pokazać i przypomnieć, może jeszcze wrócę do tego bloga. Lalala, spontanicznie. Jak już.