Saturday, June 23, 2007

Hel (półwysep)

(Nieco kronikarstwa).Wróciłem parę dni temu z Helu (szkolna wycieczka). W obliczu wczorajszego nadania ciężkości mej lekkości, dni spędzone nad morzem wspominam ze sporą dozą zazdrości. (Dlatego pozwolę sobie nieco powspominać i naładować się tym wspomnieniem).

Co się działo. Po pierwsze, trzymałem się z ludźmi innymi, niż – wydawałoby się – naturalne mi środowisko (tj. Marysia, Madzia, Eugenia=MME). Czas spędzałem z Malwiną, Mańkiem, Kermitem i Kamilą (=MMKK). Pytanie: Robisz tak, bo coś się popsuło w relacjach z MME, więc szukasz kontaktu z nami (chyba Malwina)? Otóż nie, nic takiego. (Abstrahuję już w ogóle od tego, że jestem raczej klasowym bezgrupowcem i jedyna grupa, do jakiej mógłbym uznać, że należę, to ta którą tworzę z Savem).

Moja nagła zmiana frontów miała kilka powodów. Po pierwsze: chęć uczestnictwa w czymś nowym. Nie chodzi nawet o to, żeby poprzednie towarzystwo mnie znudziło. Nadal lubię z nimi przebywać. Po prostu ujrzałem nowe możliwości (niezbadany grunt czekający odkrycia). Po drugie: chęć odbicia się w kimś odmiennym (wydaję mi się, że z MME mam więcej elementów wspólnych niż z MMKK). Kontrast pomiędzy mną a MMKK jest bardziej wyraźny, egzystujemy na nieco innej płaszczyźnie, przez co czuję się bardziej. Po trzecie: lubię przebywać w gronie osób, które mi się podobają, a Malwina jest przesympatyczna.

Te pięć dni okazało się pretekstem do kilku spostrzeżeń:

Muszę biec pierwszy. Biegaliśmy raz po plaży (50 minut czystego biegu). Na początku myślałem, że nie wyrobię, że w połowie dam sobie spokój i zawrócę. Jednak kiedy wysunąłem się na prowadzenie – zmęczenie ustało. Nie mając przed sobą niczyich sylwetek, a jedynie otwartą przestrzeń, nie stresując się, że muszę kogoś przede sobą dogonić, lecz biegnąc własnym tempem – biegłem szybciej i bardziej lekko, niż będąc w grupie. Zjawisko to zaobserwowałem wcześniej, chodząc po mieście. Na ogół idę przed znajomymi, słucham muzyki, nie odwracam się.

Lubię dzieci, ale w ograniczonym i chwilowym zakresie i kontakcie (dlatego nie chcę mieć własnych).

Malwiny nie potrafię nie lubić (śmiech przez łzy, no brawo!).

Nie potrafię też wywołać spięcia w każdej chwili i z każdą osobą. Dwie pierwsze noce helskie spędziłem na takich próbach właśnie. O ile pierwsza noc zakończyła się dyskusją w miarę ciekawą (o naturalności człowieka, jego predyspozycji i roli jaką nadaje mu życie) i czułem że docieram słowami do człowieka, o tyle noc druga (a tak w ogóle to tego dnia zirytowało mnie rozdarcie koszuli) była już tylko marną kalką pierwszej, przerzucaniem się wzajemnie poglądami, brakiem natomiast przerzucenia jakiejkolwiek drabinki ponad murem, pomostu nad przepaścią.

(Zastanawiam się, czym był spowodowany ten dysonans. Czy chodzi o jakieś naturalne uwarunkowania? Albo o nastawienie rozmówcy do mnie? O siłę intelektu? Trafność argumentów? Przypadkową kondycję organizmu? Mój nastrój? Albo cudzy?)

Wyjazd został uwieńczony godną nocą na plaży, w końcu coś się działo, ludzie przestali być asekuranccy jak wcześniej, a wszystko zakończyło się ośnieżonym pokojem. Czekanie na wschód – to godny pretekst dla wielu działań i rozmów, żartów i zwierzeń. Jeszcze raz brawa dla Malwiny, nie chodzi o samą sytuację, w którą się zaplątała (bo takich Romków i Malwin jest dużo), ale o sposób bycia, w jaki sobie z tym radzi. W końcu jednak i tak wszyscy poszli spać – a ja nie chciałem. Udało mi się jednak ich nagiąć, zmusić do obudzenia o czwartej rano – i to było coś co zapamiętali na pewno bardziej niż gdyby mieli wyspać się po raz kolejny z rzędu.

2 comments:

Anonymous said...

i to było coś co zapamiętali na pewno bardziej niż gdyby mieli wyspać się po raz kolejny z rzędu.

heh.. Masz rację, że na długo zapamiętają twoją zabawę w strażaka. Pytanie czy będzie to wspomnienie pozytywne czy negatywne, bo miny mieli dziwne :) Chyba się nie wyspali (lol)

Sam się sobie dziwię, że pomimo braku jakiegokolwiek nadzoru niczego szalonego nie zrobiłem.;/ Może dlatego zapamiętam tą wycieczke :D

Anonymous said...

Super. Fajnie czuc, ze sie nie istnieje. Serio. (Brak polskich znakow, pisze z Irlandii...)