Saturday, June 2, 2007

Międzynarodowe Targi Poznańskie

A teraz możecie mi zazdrościć. Wtorek 13-16, środa 13-16, czwartek – nic. 14 godzin przepracowanych po 10,50 złotych za godzinę. W sumie 147 złotych, a po odliczeniu podatku jakieś 125 złotych na rękę. Przez trzy dni. Przychodzę do pracy. 15 minut znoszę krzesła. Potem przez trzy godziny nudzę się, śpię i czytam książkę, a jak zgłodnieję to idę na pysznego torta z truskawkami (świeżutkie!) i przysłuchuję się koncertowi Urszuli Dudziak (niezły). Potem przez 20 minut wnoszę krzesła. A kasa się nabija. Możecie mi zazdrościć, przez trzy dni płacili mi za sen.

Pociąg. Bez muzyki (zapomniałem wziąć słuchawek). Wracam do domu po 4 piwach, jestem pijany, a wokół nie ma żadnych znajomych twarzy ani żadnych Wojtków, nawet konduktor jakiś obcy.

Praca na Międzynarodowych Targach Poznańskich to coś pięknego. Bueno raj (kłaniam się, Sav). Utopia. Lenię się, a oni mi płacą. Siedzę na strychu, wszędzie są puste kartony, szukamy jakichś krzeseł. Przekopujemy się, rzucamy na te kartony, stawiamy z nich budowle, szukamy. Plac zabaw dla starszych dzieci, wyżywam się, skaczę po kartonach i je zgniatam. Dziesięć pięćdziesiąt za godzinę.

Mnóstwo obcokrajowców, Chińczycy i Anglicy, Niemcy. Europejsko. Wszędzie leży mnóstwo pieniędzy. Ugarniturowani kolesie. Ja w krótkich spodenkach, w hawajskiej koszuli, czuję się swobodnie. Darmowa cola. Praca pierwszego dnia jest przyjemna, zarabiam. Drugiego dnia już nic mi się nie chce, ale i tak zarabiam (i kradnę 10 żarówek do blueboxa, którego buduję w mieszkaniu, a kumpel podwędza szampana za 40 zł). Nic nie robię, kasa leży na ziemi. Nikogo nie obchodzi czy firma Nowy Styl wyda 1000 złotych więcej czy mniej, liczy się tylko wywarte wrażenie. Jednak przede wszystkim, nikt nie próbuje wykorzystać tych targów w stu procentach efektywnie. Wszystkiego jest za dużo, wszystkiego zostaje, nie ma co z tym zrobić, można sobie wziąć.

Polska mentalność – weźmy sobie, lepiej wydać mniej, bo a nuż starczy, może się uda – uciekać od tego, jakie to smutne. Lubię Europę, te równe zachodnioeuropejskie domki, czyste ulice w Best w Holandii, łatwość życia, nieliczenie się z kosztami. Wszystko łatwiejsze. Z drugiej strony, właśnie sobie pomyślałem, że do tej pory zawsze dążyłem do łatwości, by móc pokonywać przeszkody z wyboru, by świadomie rezygnować z wygody. Tak jak z tą myślą, że czasami w byciu z kimś najprzyjemniejsze jest to, że można w każdej chwili z d e c y d o w a ć się na samotność, a nie - być do niej z m u s z o n y m. (Chociaż czasami myślę zupełnie inaczej – i też mam rację).

W każdym razie. Fajnie sobie popracować. Dużo płacą.

1 comment:

Anonymous said...

Europejskość. Uwielbiam Europejskość. W Polce zupełnie obca. Tak samo w Polsce jest mało znane pojęcie "jakość życia" Niemcy robią co chcą czerpiąc przyjemnosc. Im zalezy na tym by ich zycie mialo smak. A my? Oby lepiej, łatwiej, taniej. Fe!