Monday, May 28, 2007

Lekcja naiwności (Jędrzej, Ty debilu!)

No ja nie wiem.

Czy mi się aż tak nudzi? Przyznaję, jał ostatnimi dniami przypiekał dość żarliwie wypalając powoli ze mnie jakąkolwiek motywację. Dopiero wczoraj, mając tego dość, przemeblowałem w pokoju i - wzmocniony tym materialnym aktem zmiany - po bardzo przyjemnej burzy - poszedłem biegać, co okazało się wysiłkiem bardzo odnawiającym.

Ale to generalnie kropla w morzu, niewiele znaczący szczególik, mnie natomiast doskwierał głód Człowieka i głód Zdarzenia. Czy to dlatego dałem się uwieść konfiguracji, która miała mnie spotkać już następnego dnia? Od piątkowej rozmowy z Wojtkiem minęły dwa pełne dni, świadomość czego zaczęła mi nieco doskierać.

Wstaję rano. W szkole - NIC! Wracam do domu. Idę Kórnicką. Zaczepia mnie rowerzysta szukający mechanika (zatrzasnął kluczyki w środku). Rower pożyczył od jakiegoś kolesia, któremu dał dokumenty w zastaw. Pan Tomek (ten od zatrzaśniętych kluczyków) w pakiecie z rowerem otrzymał również odtwarzacz mp3 ("żeby mu się nie nudziło"). Mp3 dostał! Słuchajcie uważnie tej historii (jakże naiwnej) i przypatrzcie się mojej reakcji (jakże naiwnej!). Nie wiem gdzie jest jakiś mechanik, nie mam też nikogo, kto podwiózłby Pana do domu. Rozmawiam rozmawiam (mam nastrój żeby być miłym). A może ktoś mógłby pożyczyć mi pieniądze na taksówkę (oddam nawet więcej!). Ale to moje ostatnie 50 zł.

Napisano: "cechuje go lekki stosunek do pieniędzy".

Patrzę jak odjeżdża (10 metrów ode mnie) i myślę (20 metrów) że już tych pieniędzy nie odzyskam (50 metrów). I że wiedziałem o tym od początku (100 metrów).

Zastanawiam się, dlaczego dałem się uwieść. Chciałem się wyrwać poprzez głupotę, czy po prostu głupotę okazałem? Prostak mnie upokorzył (wysławiał się dosyć pospolicie), hańba i wstyd; to nawet nie pokrzywdzenie (które czasem można w życiu przyjemnie wykorzystać), gdyż sam sobie jestem winien...
Chwilo słabości (jakże słońce przypiekało - co za żałosna wymówka!), piętnie na mym dniu. Ale co to? Z pustym portfelem idę dalej Kórnicką i lekki jestem - lekki (a w ręce trzymam śmietankę szczecińską 18%). Wchodzę do domu, zakluczam za sobą drzwi i otrząsam się. Kurwa (mówię).

Jędrzej, Ty debilu!

Jaka lekkość, gdy żałosność! Jaka lekkość, kiedy pustość (nie pustka)! I cień własnej głupoty towarzyszy mi już przez resztę dnia, a im słońce niżej na niebie, tym większy. Wstydzę się tego i wymyślam historyjkę że mnie okradziono, jednak nie czerpię satysfakcji z tego oszustwa (a przecież uwielbiam ściemniać!), ono wręcz dobija mnie jeszcze mocniej. Nie wytrzymuję i postanawiam rozliczyć się z własną głupotą i nie ukrywać jej, lecz odsłonić, ukazać wszystkim, by nikt nie mógł mnie zawstydzić (bo sam się przedtem zawstydzę).

Mam numer do Tomka, dzwonię. Frajer nie odbiera. Drugi raz. Cisza. Trzeci - odebrał. Rozmawiamy, kiedy odda mi kasę, teraz się nie wyrobi, później, o której, za godzinę albo wieczorem, nie podoba mi się to, wie, on też ma zmartwienie. Czekam dwie godziny. Dzwonię. Nie odbiera. Dzwonię jeszcze 8 razy. Nic. Jędrzej, Ty frajerze. Ale jestem jeszcze miły, piszę: "Czemu Pan się nie odzywa/nie odbiera? Ja byłem wobec Pana bardzo miły, nie chciałbym tego popsuć i zacząć Pana straszyć, ale to pańskie milczenie mnie niepokoi".

Ale mam radochę, w głowie już cały plan! Czekam. Dzwonię. Cisza. Piszę:

"Skoro wciąż nie mogę nawiązać kontaktu, to chciałbym jedynie Pana poinformować, że jeśli nie odzyskam pieniędzy, to będę zmuszony pójść na policję (nie mam daleko), wszystkie rozmowy z Panem mam nagrane (opcja dyktafonu w telefonie), a moja mama jest adwokatem. Proszę pomyśleć, czy się to Panu opłaca dla 50 zł."

Ha! Drogo okupiłem sobie tę chwilę radości (50 zł!), jednak czułem, że mam prawo być wobec niego szorstki i to wyżycie się na zupełnie obcej osobie sprawiło mi okrutną przyjemność. Zły Jędrzej bardzo się cieszy. Poza tym podobał mi się mój pomysł (oczywiście, nie było żadnego dyktafonu), ha, każda przeszkoda to przygoda. Oto wyzwanie! Choć dość sporo kosztowało mnie pozwolenie na udział w tej konkurencji.

Czekam pół godziny. Dzwonię. Odbiera po dwóch sygnałach. Ha! Ha! Ha! Nie było mnie przy telefonie, aha, no nagrywaj mnie dalej, kiedy oddasz, dziś już się nie wyrobię, jutro wpadnę, jutro jestem w szkole, to po szkole, potem pracuje, to poczekam i jeszcze się skontaktujemy.

No nie wiem. Odzyskam, nie odzyskam? Będę głodować przez tydzień za 5 zł (z czego wydałem już 1,5 zł na Gazetę Wyborczą z Almodovarem). Nie jestem też zbytnio z siebie dumny, cieszę się, że znalazłem jakieś wyjście (jeszcze się okaże, czy skuteczne), jednak zaćmienie kórnickie jest niepokojące i wolałbym jednak aby do takich sytuacji nie dochodziło. A może uwolnić się od pieniędzy? Jasne, ale po co?!

Poszedłem biegać, potrzebowałem się wyżyć i zrobić chociaż coś pożytecznego (ta notka to marna próba nadania wartości temu żałosnemu dniu, nie aspiruję nią zbyt wysoko).

2 comments:

Unknown said...

coraz tańsza ta gazetka;)

Anonymous said...

Hey, I am checking this blog using the phone and this appears to be kind of odd. Thought you'd wish to know. This is a great write-up nevertheless, did not mess that up.

- David