Tuesday, September 11, 2007

Grzesiek Słowiński

Fragmenty, które napisałem o nim półtora roku temu:

Grzesiek jest ciekawy. Oczytany i z historią. To pierwsze jest rzadką cechą u szesnastolatka, jednak to drugie jeszcze bardziej. Grzesiek, gdy miał jakieś 11-12 lat był jednym z dwóch najbardziej znanych polskich fanów Harry’ego Pottera. Przeprowadzono z nim wywiad, czasami rozdawał autografy. Były jakieś afery i miał ogólnie aktywne netowe życie. To mnie zbliża do niego.
Poza tym Grzesiek maniakalnie propaguje esperanto. Za mocno.
Trudno z nim rozmawiać. Jest chyba mało komunikatywny, trudno usłyszeć od niego odpowiedź stricte na temat zadanego pytania. Zawsze ginie w jakimś morzu własnych pomysłów i dygresji, którymi chce się podzielić. Tylko że chyba nie ma z kim i przez to nieco z przesadą próbuje się narzucać. Słucham go, bo wiem że sprawia mu to przyjemność. Poza tym w jego klasie są fajne dziewczyny.


Dzisiaj mniej więcej mógłbym to podtrzymać, choć mam i kilka nowych spostrzeżeń. Tego narzucania też nie dostrzegam ostatnio aż tak wyraźnie. Poza tym Grzesiu ma bardzo ciekawe zainteresowania. I mnóstwo czyta.

Grzesiek przeczytał dwa moje teksty i zasugerował, bym z jednego usunął wstęp. Zgadzam się z tym. Wczoraj jednak użył argumentu, że "nie należy przyznawać się do słabości". Początkowo chyba nawet machinalnie przytaknąłem, jednak wieczorem przypomniałem sobie o tym. Nie, jednak się nie zgadzam.

Wydaje mi się, że właśnie w odkryciu tkwi moja największa moc. Odkrywając się, uprzedzam jakąkolwiek demaskację, a więc nie pozwalam nikomu zainicjować ataku na siebie. Odkrycie się pozwala mi realizować swoje pragnienia.

Dla dobrego odkrycia potrzebuję kilku założeń. Po pierwsze, muszę być przekonany o prawdziwości moich pragnień, uczuć i zachowań. Jeśli jestem pewien, że pochodzą ze mnie i służą mnie, to - po drugie - muszę wyzbyć się wstydu. Wstydu wyzbywam się w następujący sposób: uznaję, że wszystko co pochodzi ze mnie jest ode mnie niezależne, że jeśli jestem głodny, to tego nie zmienię, że jeśli ktoś mi się podoba, to nic z tym nie zrobię. Jestem więc postawiony przed kwestią, na którą nie mam wpływu, gdyż wynika ona z mojej n a t u r y. I właśnie naturalność jest sednem. Jeśli na coś nie mam wpływu, to jestem na to skazany, jeśli jestem skazany, to nie jestem za to odpowiedzialny, a jeśli coś nie jest moją winą lub moją zasługą, to nie wstydzę się tego, bo przecież nie ja to sprawiłem.

Zobrazuję to: mamy umysł, który potrafi myśleć, podejmować decyzje. Jednak umysł jest osadzony w pewnych ramach, sam umysł jest fizyczny, jego ramy zostają odgórnie przydzielone od mamy, taty i genów. Jasne, można postąpić wbrew tym ramom, przekroczyć je. Ale po co? Czuję się spełniony, realizując potrzeby mojego ciała, nie chodzi tylko o głód, pożądanie, etc., do tych potrzeb dochodzi także kultura, czy potrzeba kontaktu z innymi. Dlatego umysł wydaje mi się narzędziem mającym na celu rozwiązywanie zapotrzebowań ciała (psychika jest komentarzem fizyczności, powiedziałem kiedyś).

Jest taka piramidka (Masłowa?) potrzeb, gdzie u podstaw są najbardziej pierwotne potrzeby, głód i fizjologia. Zaspokojenie ich pozwala przejść na inny poziom (estetyka, etyka). Do czego dążę? Do tej mojej słabości i odkrywania się. Nie wstydzę się swojej słabości, gdyż uznaję ją za n a t u r a l n ą. Jeśli we wstępie przyznaję się, że nie wszystko mi wyszło, to nie robię tego z powodu poczucia obowiązku wobec prawdy. E tam, uczciwość. Chodzi mi jednak tylko o samego siebie. Oszukiwanie innych, zgrywanie kogoś innego, tylko po to, by inny nie dostrzegł naszych błędów - to uwłaczające. Błędy te nie znikną, to raz, a dwa, że tym samym samego siebie określa się jako uzależnionego od cudzej opinii. A tego nie chcę. Przyznanie się do błędu to więc zagrywka dla samego siebie. Samemu sobie udowadniam, że inny nie ma nade mną kontroli.

6 comments:

Unknown said...

Może nie chodziło o pokazywanie swoich słabych stron, ile o to, że niepotrzebnie niektóre swoje cechy tak właśnie scharakteryzowałeś?

Odnoszę czasem wrażenie, że za maską artystycznego ekshibicjonizmu kryje się po prostu głęboka chęć wzbudzenia zainteresowania w otoczeniu, zrobienie sobie reklamy (jakie to ludzkie). Człowiek idealny byłby nudny, więc nie odczytuj mojej uwagi zbyt negatywnie:)

Anonymous said...

"People try saying they're strong. But that's not true. Everyone is weak." R.J.E

Ja jestem słaba. Czasami zbyt słaba. Ale lubię tę słabość, nie walczę z nią. Czasami się na nią wkurzam, ale niezależnie od tego, zaakceptowałam ją w pełni. Stay Beautiful!

Anonymous said...

Grzesiu jest jednak osobą,której komentarzy nie bierze się w 100 procentach na serio. Lubi on wygłaszać różnego rodzaju poglądy,aby były one bodźcem warunkującym jakieś reakcje osób,z którymi ma styczność. I dobrze,gdyby to były reakcje,takie jakich oczekuje,czyli: zdezorientowanie,konsternacja,często poirytowanie. Może podam przykład. Chyba kiedyś na religii podważał istnienie Boga i mocno się przy tym upierał (jak zawsze zresztą),a po lekcji powiedział nam,że on jest wierzącym,jednak powiedział to,bo tak. Bo tak mu się podobało. Oczywiście,Grzesiu jest bardzo inteligentnym i oczytanym człowiekiem,inaczej nie byłby takim,jaki jest.
Ja wiem,ze notka ta nie była o Grzegorzu,tylko o refleksji nad zdaniem,które wygłosił,jednakże ja,jako osoba,która z Grzegorzem ma trochę więcej do czynienia, pragnęłam dodać również coś od siebie na jego temat :)
także...

Anonymous said...

Czekaj, czekaj, wróć..
Twierdzisz, że jesteś skazany na swoje pragnienia, że są niezależne od Ciebie, bo wynikają z Twojej natury. Ale czy zawsze należy sie im poddawać? Czy jeśli poczujesz pożądanie do dziewczyny przyjaciela, to musisz się z nią przespać? A gdy nagle poczujesz nieodpartą chęć skrzywdzenia innego człowieka? Zabicia go np.? Czy jesteś jak Valmont - It's beyond your control? Czyż nie jest rzeczą ludzką opierać się swoim żądzom? (A przynajmniej niektórym?) Czy też może wyciągam zbyt pochopne wnioski i tylko przyjmujesz do wiadomości, że masz takie, a nie inne, nazwijmy to, potrzeby i niekoniecznie musisz je realizować? Z ciekawości chciałabym uściślić :)

Mikołaj Tajchman said...

Kiepska notka. Ten kawałek sprzed półtora roku lepszy niż reszta, ale w ogóle do reszty nie przystający. Spokojnie mógłbyś zacząć od trzeciego akapitu.

Naiwnie rozumujesz. Skąd pomysł, że wstyd może dotyczyć tylko rzeczy, za które jesteśmy odpowiedzialni? Bo czynisz tutaj takie założenie i traktujesz je jako aksjomat. Wstyd jest psychicznym mechanizmem mającym chronić przed degradacją wobec innych ludzi, np. czuję, że poziom jakiejś dyskusji przerasta moje możliwości intelektualne - za które przecież nie ponoszę odpowiedzialności - toteż wstydzę się zabrać głos, by nie poniżyć się w oczach dyskutujących. Wstyd jest równie naturalny jak pragnienie wyższości i owa niemoc intelektualna - pomijasz ten fakt w swoim wywodzie. Konsekwentnie, dialektycznie usuwając swój wstyd, popełniasz na swojej naturalności gwałt wcale nie mniejszy niż wstydząc się.

Nie chodzi o to, by się nie wstydzić. Jeśli nie wstydzisz się, autodemaskacja nie ma większego sensu - sens ekshibicjonizmu, także intelektualnego i emocjonalnego, tkwi w złamaniu swojego wewnętrznego tabu. Wstydzić się czegoś i pokazać to publicznie jest znacznie trudniejsze, a przez to znacznie bardziej wzbogacające, niż pokazywaniu czegoś, do czego masz stosunek obojętny. Nie chodzi o to, by ukrywać bądź pokazywać swoje słabości, lecz by je łamać. Wstyd przecież też jest słabością, i równorzędną z innymi składową Twojej natury. Przełamywanie słabości jest więc przełamywaniem swojej natury. Być ponad sobą i swoją naturą, wystawiać swoją naturę na ciosy i hartować ją w ten sposób - oto dialektyczna recepta na autokreację, i jednocześnie najgłębszy sens ekshibicjonizmu.

Nie mogę się w pełni zgodzić z Twoją główną tezą - że słabości nie należy ukrywać - gdyż Twoja teza jest ogólna, każda słabość zaś konkretna. Stąd sposób postępowania z daną słabością zależy od jej specyfiki. Istnieją słabości, których ujawnienie ma fatalne konsekwencje i wcale nie służy ich przezwyciężeniu, a wręcz powoduje ich eskalację. Z takimi trzeba się wpierw uporać wewnętrznie, dopiero potem można o nich opowiadać.

No i błagam - nie pisz takich głupot. Umysł nie jest fizyczny, a kultura nie jest potrzebą ciała.

Poza tym, czy nie możnaby tego wszystkiego ująć prościej, jednym zdaniem, zamiast (ponownie) produkować się nie wiedzieć jak długo? Na przykład tak: "jestem słaby, bardzo słaby, i jedyna moja siła leży w przyznaniu się do tej słabości", jak to już pisałem u siebie trzy miesiące temu.

Anonymous said...

What's the point?
Co z tego wynika?
I dlaczego tytułujesz notkę Grzesiem, skoro sam Grzesiu jest dla Ciebie pretekstem do ukazywania siebie? Nie fair. Nieładnie nieładnie, tak wykorzystwać innych.
a Grzesiu? Mądry chłopak, ale tak strasznie chaotyczny i nieuporządkowany. gdyby ktoś mu wiedzę usystematyzował i uporządkował, to.. hm.. to ciężko przewidzieć, co byśmy mieli.

a kogo miałeś na myśli pisząc "Poza tym w jego klasie są fajne dziewczyny."? :)